30 maja
2010 – niedziela
Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie czule, a
ja rozpłynęłam się pod jego dotykiem.Jego postawa mnie onieśmielała. Zawsze czułam się odrobinę skrępowana w jego towarzystwie, ale kiedy pochylał się tak nade mną i mnie całował, czułam, jakbym się topiła.
Tego uczucia nie dało się zapomnieć.
- Dobranoc. – wyszeptał, uśmiechając się szeroko.
- Dobranoc. – odpowiedziałam i cmoknęłam go ostatni raz.
Wchodziłam po schodach jak ostatni menel, ale było mi tak gorąco i byłam tak niesamowicie otępiała po jego pocałunkach, że nie mogłam prosto stawiać kroków.
Weszłam do mieszkania z dziwnym uśmiechem na twarzy. Zamknęłam drzwi i ściągnęłam buty, i kiedy zmierzałam do swojego pokoju, podniosłam wzrok.
- Jezu. – złapałam się za serce i wzięłam głęboki oddech.
Stałeś w progu kuchni, oparty o framugę drzwi. Ręce splecione miałeś na piersiach i wpatrywałeś się we mnie z pod przymrużonych powiek.
- Co tu robisz? – zapytałam, kiedy rytm mojego serca trochę się unormował. – Jesteś sam? – uniosłam brew.
- Denise i Esme poszły na chwilę do sklepu, a Ben jest w toalecie. – skinąłeś głową na białe drzwi, nie odrywając ode mnie ciekawskiego spojrzenia.
- A gdzie byliście? – zapytałam zdawkowo, poprawiając moje buty stopą.
- W kinie. – odparłeś, i poczułam, jak ciśnienie powoli wzrasta. – A ty? – uniosłeś brew i już wiedziałam co ci chodzi po głowie.
Oczekiwałeś wyjaśnień.
A mi się chciało śmiać.
Oparłam się o framugę drzwi do mojego pokoju i przyjęłam identycznie taką samą postawę jak ty – ofensywną.
- Z Thomasem. – wzruszyłam ramionami.
Uniosłeś brew, a na twojej twarzy pojawiła się pogarda.
- Oh i co, dobrze się bawiłaś? – zapytałeś, ale to wcale nie było miłe pytanie.
Przewróciłam oczami.
- O co ci chodzi, Zayn? – rzuciłam, mrużąc oczy.
Wyrzuciłeś ręce w powietrze, a twoje oczy robiły fikołki.
- Oh no nie wiem, może o to, że masz nas ostatnio w dupie? W ogóle się z nami nie widujesz, ciągle tylko ten Thomas i Thomas! Nagle ktoś zwrócił na ciebie uwagę i straciłaś dla tego człowieka głowę. A ludzi, którzy się tobą przejmują, nagle masz w dupie. – prychnąłeś.
Otworzyłam szerzej oczy. Zatkało mnie.
Dosłownie mnie zatkało.
- Bo może wśród tych ludzi jest jeden koleś, który jest zwykłym dupkiem i nie mam ochoty na niego patrzeć? – rzuciłam sarkastycznie i otworzyłam drzwi do swojego pokoju.
Natychmiast ruszyłeś za mną.
- Co to niby miało znaczyć? – parsknąłeś śmiechem, jakby sytuacja w której się znalazłeś, była niedorzeczna.
No cóż, była.
-To, co słyszałeś. – odburknęłam, kładąc torebkę na biurku.
Stałam do ciebie plecami i ani myślałam się odwracać.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? – rzuciłeś, już nie tak agresywnym tonem.
Przewróciłam oczami.
Nie miałam ochoty na tego rodzaju rozmowy.
- A co ma się dziać? – odparłam, ściągając kolczyki.
- Nie wiem, jesteś jakaś taka inna. Brakuje mi tej Ariany, która spędzała ze mną czas i z którą zawsze śmiałem się ze wszystkiego. Gdzie jest ta moja Ariana, którą namalowałem, i która miała być, bo ją potrzebuję?
Zastygłam w bezruchu i czułam twój oddech.
Stałeś metr ode mnie.
Zacisnęłam powieki, a dziwny ból wypełnił moją klatkę piersiową.
- Może ruszyła naprzód. – burknęłam pod nosem, ale byłam świadoma, że usłyszałeś mnie doskonale.
Prychnąłeś.
- Do tego napuszonego buraka?
Odwróciłam się, czując, jak wzrasta mi ciśnienie.
Patrzyłam na twoją idealną twarz po raz pierwszy z takim obrzydzeniem.
- A gdzie twoja księżniczka ze smoczej wieży, hm? Gdzie twoja idealna, napompowana blondyneczka, co, Zayn? Dlaczego stoisz tu i pytasz mnie o takie rzeczy, mając tak idealną dziewczynę? Chyba nie jesteś zazdrosny, co? – oparłam się tyłkiem o biurko, splotłam ręce pod biustem i uniosłam brew.
Otworzyłeś buzię, a chwilę później zamknąłeś ją, i widać było, że utarłam ci nosa.
Pokręciłam głową.
- Nie będziesz mnie ciągle wodził za nos, Zayn. Mam swoje życie i nie oczekuj ode mnie, że będę na ciebie czekać wieczność. A teraz proszę, zostaw mnie samą. – powiedziałam i odwróciłam się z powrotem przodem do biurka, ściągając tym razem zegarek.
Słyszałam twoje kroki, jak wychodzisz i kiedy myślałam, że już cię nie ma, westchnęłam głęboko, opierając się o biurko dwoma ramionami i patrząc na sufit.
A kiedy zacisnęłam powieki i wypuściłam powietrze z płuc, usłyszałam twój głos.
- Ja bym poczekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz