- Co tam, ślicznotko?
Spojrzałam w bok i ujrzałam jakiegoś zaślinionego gada.. znaczy się obleśnego faceta bez krzty taktu i szacunku. Ygh.
Pociągnęłam spory łyk mojego drinka i machnęłam do barmana, by jeszcze raz nalał mi to samo.
Mam dość narzekania na imprezy, dlatego nie chce mi się opowiadać jak, do kogo i z kim tu trafiłam. Po prostu jestem na jakiejś większej domówce z okazji chuj wie czego. Ostatni tydzień był istną katorgą, szefowa przypomniała chyba sobie o wykorzystywaniu podwładnych, więc nie spałam po nocach, Esme pokłóciła się z Benem o jakąś pierdołę, więc musiałam służyć za ramię do wypłakiwania i maszynę do porad związkowych, o których nie miałam zielonego pojęcia, a na domiar złego klimatyzacja w biurze padła, więc czułam się jak ostatnia niemyta świnia.
Byłam więc przeżuta i wypluta przez każdy aspekt życia. A do tego jeszcze ta cholerna impreza.
Takiego kopa nie dostałam naprawdę dawno.
- Postawię ci tego drinka panienko. – odezwał się oblech.
Złapałam się za głowę i oparłam się na łokciach o bar.
- Jestem już pijana. Odejdź. – mruknęłam, a kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię, krew się we mnie zagotowała.
Zamachnęłam się na oślep, ale ktoś złapał moją lecącą w powietrzu, bezwładną rękę.
Spojrzałam za swoje ramię i zobaczyłam ciebie, trzymającego mój nadgarstek.
Boże, prawie cię uderzyłam.
Ten oblech siedzący obok patrzył na ciebie ze strachem, chyba nawet coś do niego mówiłeś, ale nie pamiętam nawet co.
Cały czas trzymając mnie za nadgarstek wyprowadziłeś mnie na zewnątrz, do ogródka i usiadłeś ze mną na huśtawce.
- Jak się czujesz? – zapytałeś, gładząc mnie ręką po plecach.
Zrobiło mi się gorąco od twojego dotyku, więc przełknęłam tylko ślinę i spojrzałam na ciebie.
Te twoje długie rzęsy prawie mnie dotykały.
Skurczybyki.
- Chyba dobrze. – powiedziałam dość nieskładnie.
Byłam pijana, a ty byłeś trzeźwy. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Muszę dodać, że w tej białej koszuli z czarnym krawatem wyglądałeś lepiej niż sam Bóg.
Ale to tylko myśli pijanej kobiety.
Zaśmiałeś się cicho i pokręciłeś głową.
Cholera, powiedziałam to na głos?
- Musisz do mnie mówić, żeby wytrzeźwieć. – powiedziałeś, bawiąc się swoimi palcami.
Szkoda, że nie gładziłeś jeszcze tych moich pleców.
- Nie chcę trzeźwieć. – burknęłam pod nosem, a ty zaśmiałeś się głośno.
- Dlaczego? – zapytałeś, a ja złapałam twoje spojrzenie.
- Bo faceci są przynajmniej przystojniejsi.
I znów usłyszałam twój boski, melodyjny śmiech.
- Ja też? – zapytałeś, patrząc na mnie uważnie.
Przełknęłam ślinę.
O cholera.
Trochę kiepska sytuacja na wyznanie miłości.
- O tobie mówiłam w sumie… - palnęłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
I znów śmiech i kręcenie głową.
- Ari, byłaś kiedyś zakochana?
To pytanie trochę mnie otrzeźwiło, ale zbiło też z tropu. Dlaczego zadałeś takie trudne pytanie?
Czy byłam? Jestem do cholery.
- A czy ty byłeś kiedyś ślepy? – zapytałam, sama nie wiedząc do czego zmierzam.
- Co? – zmarszczyłeś czoło.
Zbliżyłam się do ciebie i oparłam łokcie na kolanach, tak jak robiłeś to ty.
- No oczywiście, że byłam. Raz w przedszkolu, potem podobał mi się jakichś chłopak w podstawówce, no i raz w szkole średniej. Miał na imię Patrick i miał taką ciemną karnację. Niestety zginął na drugim roku w wypadku samochodowym.
- To przykre, ale pytałem raczej o jakieś poważniejsze uczucie. – nie spuszczałeś ze mnie wzroku, a ja tak bardzo chciałam go wtedy unikać.
- Nie. Nigdy się nie zakochałam. Nie potrafię. – wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
- Ja też. – przyznałeś.
Tak strasznie nienawidziłam cię okłamywać. Ale co miałam powiedzieć? Że jestem zakochana do szaleństwa w twoich niesamowitych oczach, w twoim śmiechu, akcencie, sposobie i stylu bycia, że jestem zakochana w tobie, po prostu takim, jakim jesteś?
Ale co mnie zastanawiało, to to, dlaczego ty powiedziałeś, że nigdy się nie zakochałeś.
Pozostawiałeś na mojej drodze dużo zagadek, na które nigdy nie mogłam znaleźć odpowiedzi czy choćby podpowiedzi do stosownego rozwiązania.
I jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale śmiałeś się za moimi plecami z moich poczynań.
________________________________
Dzień dobry, dziubaski!
Mogę poprosić o jakieś komentarze?
Bo zero motywacji, tak szczerze :(