środa, 26 sierpnia 2015

3.

8 kwietnia 2010r.
Chwyciłam za klamkę wielkich, mahoniowych drzwi i lekko je pchnęłam, przechodząc przez próg.
Nie sądziłam, że ta ciężka cegła, którą nosiłam w żołądku od dzisiejszego, wczesnego poranka zniknie tak szybko i bezboleśnie. A wystarczyło wyjść tylko z tego przeklętego gabinetu.
Esme natychmiast poderwała się z krzesła. Podbiegła do mnie i zaczęła szarpać za rękaw marynarki.
- No i?! Spodobało mu się?!
Spojrzałam na nią z politowaniem w oczach.
- Przeczyta, gdy nadejdzie moja kolej, tu chodziło głównie o samo przyjęcie mnie na rezerwę. - powiedziałam dość drżącym tonem, kierując się w stronę wind.
- No ale przyjął na tą rezerwę?! Bo jak nie, to zaraz tam pójdę i...
- Ej, spokojnie, napaleńcu! - chwyciłam ją za łokieć, bo już odwracała się, z zaciśniętymi pięściami, żeby wrócić do przeklętego gabinetu numer 310.
Cała Esme. Poszła by za mną w ogień.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść. - powiedziałam, naciskając przycisk przywołujący windę.
Nigdy nie wierzyłam w swoje umiejętności. Do czasu, kiedy wścibskość i ciekawość mojej przyjaciółki wzięła nad nią górę. Dopiero co zaczynałyśmy studia. Już w pierwszym dniu kiedy wróciłam z zajęć zastałam nasz pokój w co najmniej skandalicznym stanie. Szuflady pełne ciuchów i papierów leżały porozwalane na podłodze, na łóżku nie było pościeli, zamiast niej leżała torba, a co poniektóre żabki od firanki były pourywane.
Esme siedziała w kącie z moim notatnikiem w ręku. Jej część pokoju była jak zwykle idealnie posprzątana.
Twierdziła wtedy, że sprawdzała, czy aby nie mieszka z ćpunką, czy jakimś wampirem.
Jednak ja od początku wiedziałam, że chciała porwać w palce te kilka stron z mojego tajemniczego zeszytu, który tak pieczołowicie przed nią chowałam.
Pamiętam jak na mnie krzyczała. Jak gdybym na prawdę skrywała przed nią coś poważnego, jak właśnie bycie ćpunem czy wampirem. A ja tylko chowałam przed nią zeszyt - czyli cały spis tajemnic i zagadek mojej duszy, którą przelewałam na papier.
Całość moich wspomnień, zrekonstruowanych tak, by nie można było ich odczytać.
Czyli wszystko to, co nie mogło ujrzeć światła dziennego.
Nigdy nie miałam odwagi, by komuś to pokazać. Do czasu.
Teraz Esme to jedyna osoba, która potrafi zapalić lampkę w moim mózgu i rozgrzać ją do czerwoności. Potrafi być przy tym niezwykle irytująca, ale, niestety, skuteczna. To jedyna osoba, która od wielu lat daje mi kopa w tyłek, jednocześnie ciągnąc mnie za rękę pod górę.
- Mówiłaś im o książce? - zapytała, kiedy wyszłyśmy z budynku.
Westchnęłam pod nosem. Zaczyna się.
- Im?
- No im! Ivy, Alanowi, Zaynowi, Denise...
- A muszę? - przerwałam jej, bo wymieniała by imiona naszych przyjaciół do jutra.
- Nie wierzę... egoistko! Pewnie, że musisz!
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam im mówić, a tym bardziej nie teraz, kiedy nic nie było jeszcze wiadome, a całość planu Esme mogła spalić na panewce szybciej, niż mogłaby to sobie wyobrazić.
Wsiadłyśmy do samochodu w ciszy. Byłam pewna, że moja przyjaciółka szykuje jakąś niezłą rozprawkę, na wypadek gdybym zaczęła się wszystkiemu wypierać i zaprzeczać. Nie miałam zamiaru się buntować, wciąż liczyłam na to, że dziewczyna da sobie po prostu spokój, kiedy zobaczy, że tak naprawdę mam to wszystko serdecznie gdzieś.
Ale spodziewałam się jednak czegoś innego – że się przeliczę. I cóż… miałam rację. Esme uparcie trzymała się swojego planu – zrobienia ze mnie wielkiej pisarki i odkrywcy mojego niby talentu.
Pieprzona optymistka.
- Pamiętaj, że jeśli ty im tego nie powiesz, ja to zrobię. – powiedziała dumnie, kiedy wchodziłyśmy do naszego mieszkania.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem, po raz ęty dzisiejszego dnia. Rzuciłam klucze na komodę i podreptałam do swojego malutkiego pokoju.
Ściągnęłam uciążliwe szpilki i rzuciłam je gdzieś w kąt. Słyszałam, że ktoś stoi w progu pokoju. Chwyciłam za ramiona marynarki i powoli ją z siebie zsunęłam, czekając aż w końcu coś powie. Ale gdy minęło kilka sekund ciszy, odwróciłam się z markotną miną.
Zayn uśmiechał się skromnie, z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej, opierając się o framugę drzwi.
- Cześć. – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku, kiedy z zakłopotaniem zasuwałam moją szufladę z bielizną.
- Cześć. – wymamrotałam z małym zdenerwowaniem.
- Nie musisz tak tego chować, obejrzałem wszystkie jak was nie było.
Poczułam przypływ gorąca do moich policzków. Chwyciłam pierwszą lepszą rzecz i rzuciłam w niego, nie mogąc znieść tego, w jaki sposób się uśmiecha i podnosi tą pieprzoną brew.
Zdążył zrobić unik, a gdy zobaczył, że linia ognia najwyraźniej została wstrzymana, zrobił w moją stronę kilka kroków.
Splótł dłonie za plecami i dalej przypatrywał mi się z tym swoim firmowym uśmieszkiem na twarzy.
- To o czym chciałaś nam powiedzieć, że Esme zwołała to całe śmieszne spotkanie? – zapytał, a ja uginałam się pod jego magnetycznym wzrokiem.
Szerzej otworzyłam oczy.
- Denise przyszła? – zapytałam, a kiedy delikatnie kiwnął głową, ruszyłam natychmiast do kuchni, popychając go po drodze.
Zastałam tam Ivy, Denise, Alana, Rayana i Esme, krojącą ciasto.
- O, jest i ona. – przywitała mnie Ivy.
Zignorowałam ją, bo aktualnie rzucałam piorunami w zadowoloną siebie Esme.
- Co ty za cyrki odwalasz? – zapytałam głośno z wyrzutem.
Odwróciła się w moją stronę z dość zaskoczoną miną.
- No co? Ja ci tylko ułatwiam życie. – wzruszyła ramionami i wróciła do krojenia ciasta.
Miałam na sobie wzrok wszystkich zebranych, włącznie z Zaynem, który stał za mną. Jego odurzający zapach perfum był wyczuwalny chyba z kilkuset metrów.
Z trudem przełknęłam ślinę.
- No dawaj, Ar, zaraz pęknę z niecierpliwości, mów! – odezwał się Alan, który pochłaniał wielki kawałek ciasta.
Nie. Pierdolę to. Nikomu nie zamierzałam się zwierzać z tego, że potajemnie piszę. I tak wysłanie prologu historii do wydawnictwa było po prostu przegięcie. Już miałam odwrócić się, wrócić do swojego pokoju i to wszystko po prostu olać.
- Ari napisała książkę. – odezwała się Esme.
Zabiję ją.
- Jak to? Jaką? – spytała Denise.
- Normalną. – prychnął Zayn.
Tu miał rację, dziwne pytanie.
- Napisałaś książkę i nic nie mówisz?
- O Boże, no i co z tego! Napisałam i tyle. Nie zamierzałam nic z nią zrobić, dopóki jej nie zachciało się przeszukiwać moich rzeczy. Masz za długi nos, Esme. I za głęboko wsadzasz go w niektóre rzeczy. – powiedziałam z wyrzutem i powróciłam do swojego planu – odwrócić się i wyjść.
Jednak Zayn stanął na tyle szeroko, że nie miałam na to szansy. A jego wzrok dodatkowo wbił mnie w ziemię.
- Ej, spokojnie, po prostu powiedz nam o wszystkim. – powiedział cicho Zayn.
Minę miał skonsternowaną.
Spuściłam głowę i położyłam dłoń na czole.
- Usiądź. – niemal rozkazał Alan, odsuwając krzesło obok siebie.
Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Przeszłam przez kuchnię, rzucając Esme śmiercionośne spojrzenie.
- Kiedyś, bardzo dawno temu, za górami i za lasami, żyła sobie taka jedna dziewczyna, która nigdy do końca nie ufała swoim przyjaciołom. Nazywała się Esme. Jej najlepsza…
- Przestań, Ariana. Przestań po niej jeździć, przecież nie zrobiła nic złego. – przerwała mi Ivy.
Jak dla mnie tak. I było mi cholernie głupio, bo nie wiedziałam jak zachować się w takiej sytuacji. W sytuacji, w której w ogóle nigdy nie powinnam była się znaleźć. Wydanie na jaw mojej tajemnicy było karane śmiercią.
Po prostu, to była taka moja rzecz. Moja. Dla mnie. I nikt nie mógł jej zobaczyć. Dla każdego byłam sobą, tym bardziej w towarzystwie przyjaciół. Ale prawdziwy zalążek siebie zawsze umieszczałam w jakichś obdartych zeszytach.
Więc tak. Wyjawienie mojej małej tajemnicy było złe.
- No, wyduś to. – uśmiechnął się Alan.
Nienawidzę tego.
- No napisałam książkę i nigdy nie zamierzałam jej publikować. – mruknęłam, ze wzrokiem wbitym w stół.
- O czym? – zapytała Denise.
- O tym i o tamtym… - burknęłam pod nosem.
- Ariana!
- Niech Esme skończy wam o tym mówić, skoro zaczęła. – powiedziałam z wyrzutem, podnosząc głowę.
Chyba wszyscy na raz przewrócili oczami.
- Może lepiej będzie, jeśli przeczytają? – zapytała moja współlokatorka.
- Po prostu streść nam fabułę. Tylko tyle. – powiedział zniecierpliwiony Zayn.
Kurwa mać.
Nie mogą się dowiedzieć. Zwłaszcza on. Widać było, że stał po mojej stronie. Wiedział dokładnie, że jeżeli nie chcę o czymś mówić, to po prostu o tym nie mówię i nie należy naciskać.
Zwlekałam przez kolejne kilka chwil, aż w końcu, po raz kolejny, ta papla wszystko wyśpiewała.
- Napisała o rom…
- Napisałam jakąś bezsensowną i denną historię miłosną, nie ma o czym mówić. – przerwałam jej i wstałam z krzesła.
Zaraz niepotrzebnie by to ubarwiła.
- Nie powiedziałabym, że jest taka denna, Ari. – Esme popatrzyła na mnie spod byka.
- A ja tak. Muszę napisać artykuł na jutro, więc jeśli się nie obrazicie, to… - wskazałam palcem na ścianę.
Ich gesty i kręcenia głowami mówiły tylko jedno – mogłam w końcu uciec z tej przeklętej kuchni.

Miałam spokój do wieczora. Słyszałam, że ktoś wchodził i wychodził, więc podejrzewam, że Esme tuliła się teraz na kanapie z Benem, swoim chłopakiem, a nasza grupka przyjaciół poszła dawno temu.
Byłam więc pewna, że w najbliższym czasie nikt nie wejdzie do mojego pokoju.
Odłożyłam laptop, uprzednio zapisując napisany artykuł do jutrzejszej gazety i wstałam z łóżka. Kucnęłam, zginając róg dywanu. Jeździłam paznokciami po deskach, próbując znaleźć klucz do mojej skrytki. Wsunęłam palec pod deskę, a ona lekko się poluzowała. Podniosłam ją i odłożyłam na bok, a moim oczom ukazała się sterta starych zeszytów.
Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam do ręki ten na wierzchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz