niedziela, 30 sierpnia 2015

5.

Na weekend w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Nie odwalałam papierkowej roboty za kogoś, jak na Doświadczone Popychadło przystało. Nie posprzątałam części mieszkania, którą zwykłam sprzątać. Siedziałam tylko pod kołdrą, czytając książkę, która jako pierwsza wpadła mi w rękę. A kiedy Esme wchodziła do pokoju, z zamiarem zadania mi setek pytań na temat dlaczego tak się dzieje, uciekałam do toalety. Chyba z piętnaście razy brałam dziś prysznic. To znaczy… teoretycznie.
A tak naprawdę ja po prostu podjęłam walkę. Nie z Denise o Ciebie. Ale z samą sobą.
Obiecałam sobie zaprzeczyć wszystkiemu, co do ciebie poczułam i co o tobie myślałam. Wmówić sobie, że te wszystkie myśli nie miały miejsca. Rozpoczęłam proces wysiedlania cię z mojego serca.
Teraz byłeś tylko chłopakiem mojej przyjaciółki i facetem, któremu dałam robotę, w zamian dostając awans.
Nie liczyłeś się dla mnie.
Ale to wszystko było tylko udawaniem.

W poniedziałek spotkaliśmy się w pomieszczeniu socjalnym dla pracowników. Robiłeś sobie kawę. I kiedy tam weszłam, chciałam natychmiast uciec i zacząć cię unikać. Bo wszystko, czego sobie odmówiłam, nagle, w jakiś sposób, powróciło. Rozlewało się w moich żyłach jak alkohol. A zobaczyłam tylko twoje plecy.
Kiedy się odwróciłeś i mnie dostrzegłeś, stwierdziłam, że nie będę uciekać. Nie będę bawić się w dziecko. Bo wszystko to, przed czym próbowałam się schować, już dawno mnie dopadło.
Podeszłam do ciebie i znów powitałeś mnie swoim pięknym ,,Cześć”.
- Dlaczego im o mnie nie powiedziałaś? – zapytałeś, kiedy nalewałam sobie kawy.
Zamarłam. Miałam powiedzieć Denise, że facet, do którego coś poczułam, jest jej chłopakiem?
- Co masz na myśli?
Usiadłam przy stoliku, a ty zająłeś miejsce obok mnie, kładąc ręce na stole i przypatrując mi się spod swoich długich rzęs.
- To, że dałaś mi pracę.
Grzebałam w torebce w poszukiwaniu papierosów, choć tak naprawdę cię ignorowałam. Nie mogłam na ciebie patrzeć, bo z każdą sekundą ten lód, który wytworzył się kilka dni temu, topniał.
Warknąłeś cicho i wychyliłeś się do przodu, chwytając mnie za ramię. Odwróciłam się natychmiast, patrząc w twoje oczy. Oczy pełne ciepła i radości, błyszczące, czekoladowe. Takie były jeszcze kilka dni temu. Teraz były jedną bryłą smutku.
Zmarszczyłam brwi, czując, jak miejsce, w którym leżała twoja dłoń, płonie. Spojrzałam na nią, a ty drgnąłeś, ale jej nie zabrałeś. I znów spojrzałam w twoje oczy.
Westchnąłeś i pokręciłeś głową.
- Jesteś strasznie tajemniczą osobą, Ariana. – wyprostowałeś się, zabierając swój kubek po drodze i wstałeś.
Kiedy przechodziłeś obok mnie, nachyliłeś się i wyszeptałeś mi do ucha słowa, których nigdy nie spodziewałam się usłyszeć.
- Przede mną nie musisz nic ukrywać. Rozgryzłem już wszystko na twój temat. I wiem, że ty wiesz, że jesteśmy tacy sami.
Spojrzałam na ciebie, a ty uśmiechałeś się zadziornie. Trzymałeś w ręku paczkę papierosów. Takie same, jakie paliłam ja.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz