czwartek, 27 sierpnia 2015

4.

4 lipca 2009r.

Przyznajmy szczerze – początki są najgorsze. Nawet, jeśli ma się ambicje i zapał – to nie wystarczy. Początki wciąż pozostają najgorsze.
Byłam na pierwszym roku studiów i jedyne o czym nie marzyłam w tym momencie było pójście do pracy. Niestety, musiałam pracować dorywczo, by spłacić czynsz mieszkania, które dzieliłam z moją przyjaciółką od kołyski – Esme. Nie wyobrażałam sobie mieszkania w internacie czy akademiku.
Dlaczego?
Nienawidzę imprez.
A szczerze mówiąc, imprezy w bractwach odbywały się niemal codziennie i według mnie, zawsze kończyły się katastrofalnie.
Więc żeby jakoś przeżyć – zatrudniłam się na pół etatu do najbardziej śmieciowej gazety wszechczasów – do brukowca The Stars.
Pisałam tam drobne artykuły, które zazwyczaj pojawiały się na ostatnich stronach. Nie myślałam na razie o żadnym awansie. Ciężko go było dostać, a z resztą, najpierw musiałam uzyskać dyplom z dziennikarstwa.
Zaczynałam jako typowe popychadło. Idź zrób szefowi kawę, odbierz jego paczkę z poczty, idź sprawdź to, idź napraw tamto.
Sytuacja do tej pory nie wiele się poprawiła. Pracowałam tam około trzech miesięcy, co dawało mi status Starsze Popychadło.
Ale dzisiejszy dzień był szczególny. Dostałam zlecenie przeprowadzenia wywiadu z początkującym grafikiem. Dodatkowo nasza gazeta potrzebowała kogoś takiego jak on – młody, zdolny, pomysłowy, z aspiracjami. Dodałby świeżej krwi naszym okładkom. Musiałam więc podejść do niego tak, by zechciał u nas pracować.
Umówiliśmy się w kawiarence, kilka przecznic od centrum miasta, by uniknąć codziennego zgiełku.
Poprawiłam kołnierz marynarki i pchnęłam drzwi do lokalu. Przeszukałam kawiarnię wzrokiem, dostrzegając stolik numer 9, przy którym się umówiliśmy. Mężczyzna już tam siedział. Odchrząknęłam pod nosem i podeszłam do niego, a on na mój widok od razu się podniósł.
Uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Zayn Malik, witam.

A kiedy Cię zobaczyłam, zakochałam się, a ty uśmiechnąłeś się, ponieważ wiedziałeś.
Wiedziałeś, co chcę ci zaproponować i z góry z wszystkim się pogodziłeś. Wiedziałeś, że jesteś osobą, którą pragnę całe moje życie. Wiedziałeś, że zgodzisz się pokonać wszystkie trudności, żebyśmy przetrwali. Wiedziałeś, że czułam w płucach jak coś płonącego je wypełnia. Ty też to czułeś. Ale wiedziałeś też, że nie chcę się zakochiwać, jeśli ty nie spróbujesz.
I pamiętam, twój szczery uśmiech i błysk w oku. Dostrzegałam wszystko to, co tak pieczołowicie skrywałeś przed wszystkimi. Całą twoją tajemnicę. Możesz nazwać mnie złodziejką, za to, że tak łatwo ją skradłam. I egoistką, za to, że zatrzymałam ją tylko dla siebie i z nikim nie chcę się nią podzielić.
Pamiętam jak łatwo prześlizgiwaliśmy się z tematu na temat i chociaż na początku naszej rozmowy mój język poplątany był w niezliczoną ilość węzłów, potrafiłeś je z łatwością rozwiązać. Tak łatwo przebiłeś się przez moją skorupę profesjonalizmu, sztuczności i sztywności. Twój magnetyzm przyciągał, a charyzma i szczerość wytwarzały aurę, która odurzyła całą mnie. I nie miałam ochoty ani chęci z niej wychodzić. To tak, jakbyś zamknął mnie w klatce, z której nigdy nie chciałam wyjść. Nigdy.
Miałam ochotę porzucić całe moje życie, by oddać się światu w którym żyjesz ty. By być z tobą, dla ciebie. Miłość kontrolowała wszystko, ale pod warunkiem, że byłeś tego świadomy.
Ja byłam.

Przyjąłeś moją propozycję pracy w dennym brukowcu, a ja dostałam awans na Doświadczone Popychadło z aspiracjami na redaktora swojej własnej, małej kolumny w tym śmieciowym piśmie. Następnego dnia zjawiłeś się w biurze, a ja znalazłam cię przypadkiem, kiedy szukałeś w informacji jakiejś Ariany – blondynki, która tu pracuje.
I znów uśmiechnąłeś się tak onieśmielająco, że czułam, jak ten mały, skromny budynek przeobraża się w najwyższy wieżowiec, a my stoimy na dachu, tylko we dwoje.
Uskrzydlałeś mnie, jednocześnie nie pozwalając odlecieć mi za wysoko.
Pamiętam twoje ciche ,,Cześć”, kiedy do ciebie podeszłam. I możesz nazwać mnie szaleńcem, ale chciałam nagrać to jedno słowo i puszczać je niezliczoną ilość razy. Chciałam, żeby mnie budziło, chciałam przy nim zasypiać, chciałam, żeby było moim sposobem na rozmarzenie się, inspirację ale i odstresowanie.
Twój głos był najpiękniejszą muzyką, jaką kiedykolwiek słyszałam.
I podobało mi się, jak byłeś ubrany. W garniturze reprezentowałeś się piekielnie dobrze.
Zaprowadziłam cię do gabinetu mojego szefa, na twoją rozmowę kwalifikacyjną, która z góry była przesądzona. Oczywistym było, że nawet ten buc dostrzeże w tobie choć minimalną ilość dobra, jaką ja w tobie dostrzegłam.
Gdy wyszedłeś z gabinetu mnie tam nie było. A tak bardzo chciałam być. Miałeś wtedy najbardziej szczęśliwy wyraz twarzy jaki kiedykolwiek ktokolwiek widział u człowieka.
Znów podszedłeś do informacji, zostawiając swój numer dla jakiejś Ariany – blondynki, która tu pracuje.
Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego to zrobiłeś.
Może jednak chciałeś spróbować.

Moje przyjaciółki, Denise i Esme, po tym dniu od razu zauważyły, że coś jest ze mną nie tak. Byłam strasznie rozkojarzona, bo cały czas myślałam o twoim uśmiechu. Najgorsze było w tym wszystkim to, że musiałam im powiedzieć, inaczej spaliłyby mnie na stosie. A było mi potwornie głupio, że doświadczyłam czegoś, w co nigdy nie wierzyłam i co negowałam.
I po kilkunastu szturchaniach i po tysiącach pytań ,,Co jest ze mną nie tak”, odpowiedziałam prosto i zwięźle :
- Zakochałam się.
I nastała cisza. A przed chwilą trajkotały jak na tureckim targu.
- Jak to? Przecież z nikim się nie spotykasz…
- Co? Przecież ty nawet nie oglądasz się za facetami!
No tak, bo jestem takim nieudacznikiem, że miłość nigdy nie powinna mnie dotknąć. Nie miałam im za złe, że patrzą na mnie jak na kosmitkę czy wariatkę. Miały rację. To znaczy, wiedziałam, że coś takiego kiedyś nastąpi, ale nie byłam na to przygotowana. I nie wiem czy kiedykolwiek bym była.
I dopiero po powiedzeniu tego wszystkiego na głos, zaczęło mnie to wszystko przerażać. Z moich rozmyślań wybudził mnie dopiero pisk Esme. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak Denise trzyma dłonie przy policzkach, czerwona jak burak, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Jak to?! – krzyknęła Esme. – I dopiero teraz mi to mówisz? Ubrałabym się bardziej uroczyście!
Kobieca panika.
Denise machnęła ręką. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
- O co chodzi? – zapytałam, mieszkając po raz setny moją już zimną kawę.
- Den chce nam przedstawić swojego chłopaka, tego, którego poznała pół roku temu, kojarzysz? – ćwierkała Esme.
- A no, coś tam było. – palnęłam na odczepne.
Oczywiście, że nie kojarzyłam. W ogóle nie pamiętam tematu. Zawsze jak rozmowa kręci się obok facetów, automatycznie się wyłączam.
Nie wiedziałam, że doprowadzi mnie to do własnej zguby.

Kiedy podszedłeś do naszego stolika, przegryzając swoją wargę ze zdenerwowania, miałam ochotę zaśmiać się cicho. Byłeś typem, którego obchodziły te rzeczy, których się nie bałeś, nie zwracałeś uwagi na niezręczne sytuacje, trzymałeś się od nich z daleka. Więc zawsze byłeś pewny siebie. Cichy, ale zawsze pewny siebie, przyciągający.
Tak bardzo mnie oczarowałeś, że nie zdałam sobie sprawy co tak naprawdę tu robisz, dopóki Denise nie wstała z miejsca.
Kiedy cię przytuliła, moje stado motyli zmieniło się w rój odrażających robali, przez które zrobiło mi się nie dobrze. A kiedy pocałowała cię przeciągle, przez moje serce przebiło się zimne ostrze, mrożąc je na najbardziej twardy lód.
Odwróciła się w naszą stronę, a ja byłam prawdopodobnie bledsza od śmierci.
- Esme, Ariana, to jest Zayn. Zayn, poznaj Arianę i Esme.
Podałeś dłoń mojej przyjaciółce, która była strasznie podekscytowana. Wpadłeś jej w oko w momencie kiedy tylko na ciebie spojrzała. To chyba było dla ciebie normalne, że rozkochujesz swoim wyglądem każdą dziewczynę. A wystarczy jedynie spojrzenie.
Jednak ja nie widziałam w tobie tylko ładnego uśmiechu i błysku w oku. Wiedziałam, że pod tą piękną pokrywą kryje się jeszcze piękniejsza dusza, zarezerwowana dla kogoś równie wyjątkowego jak ty. Rozumiałam każdą cząstkę ciebie. Dlatego coś do ciebie poczułam.
I kiedy przykułam twoją uwagę, pamiętam, jak część ciebie umarła. Twój uśmiech zniknął, a policzki się zapadły. W twoje serce też wbiło się to samo ostrze.
Podałeś mi swoją dłoń, nie mówiąc tego swojego pięknego ,,Cześć”. Skinąłeś tylko głową, starając się uśmiechnąć. Niestety twoje kąciki ust nawet nie drgnęły.
I czułam jak nasze dłonie płoną. Twój dotyk rozgrzał całe moje ciało. Oprócz oczu i serca. One wciąż miały w sobie bolesny lód.
I widziałam, że czułeś to samo.
Nie byłeś szczęśliwy.
A kiedy usiadłeś obok Denise, a ona położyła dłoń na twoim udzie, spojrzałeś na nią, jakby była nieznajomą.
I już wtedy wiedziałam, że twoja dusza nie jest zarezerwowana dla niej.
Była moja.
Byłam taka głupia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ale twoja dusza nie należała do mnie. Należała do nas obydwu. Byliśmy jednością, rozdzieloną na dwie części. Jedna dusza, ale w dwóch ciałach.


- Więc czym się zajmujesz Zayn? – zapytała Esme.
- Wczoraj dostałem pracę w gazecie. – podrapałeś się po skroni, zerkając na ułamek sekundy na mnie. – Jako grafik.
- Oo, Ariana też pracuje w gazecie. Prawda, Ariana? – Esme kopnęła mnie pod stołem, żebym w końcu zaczęła brać udział w rozmowie.
Uniosłam wzrok. Patrzyłeś na mnie.
- Naprawdę? – zapytałeś.
Bawiło cię to. Śmieszyło cię to, że mieliśmy swój sekret. Nie był jakiś wielki ani znaczący. Nie obchodziło mnie, czy się dowiedzą czy nie. W końcu każdemu mogłam dać tą pracę.
Ale na swoim koncie mieliśmy już swoją małą, wspólną rzecz.
I wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale nasze konto zamierzało się rozrosnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz