środa, 26 sierpnia 2015

1.

Bardzo proszę zwracać uwagę na daty, w opowiadaniu grają niesamowicie ważną rolę!


~Czasy teraźniejsze~

Zastanawiało cię kiedyś, co będziesz robił, gdy dorośniesz? Gdzie wylądujesz, kiedy wyfruniesz z rodzinnego gniazda? Z kim będziesz miał do czynienia? Ile będzie cię kosztowało ułożenie sobie życia? Z nowymi zasadami, nawykami, na nowym fundamencie, bez srogich spojrzeń rodziców i ich rad, co i jak należy zrobić. Chociaż każdy wie, że jeśli zrobisz to po swojemu, to i tak będą się krzywo patrzeć... To znaczy - pewnie by tak robili. By, bo przecież układasz sobie wszystko od nowa, teraz to twoja układanka puzzli. Ty - na świeżym starcie, oni - powoli zmierzający do mety.
Zastanawiało cię kiedyś, czy dotrzesz do celu, który sobie obrałeś? I co się wtedy stanie? A co zrobisz, gdy nagle coś zamknie ci drogę do twojego celu? Czy w ogóle obrałeś jakiś cel?
Miałam 17 lat, gdy takie pytanie odbijały mi się od ścian mojego, biednego i tak, mózgu. I po długich rozmyślaniach, po dniach i nocach, po tygodniach i miesiącach, zawsze stwierdzałam, że jestem w czarnej dziurze. Nie wiem, co mam robić w swoim życiu, żeby mieć z tego grube pieniądze, które bądźmy szczerzy, trochę tego wymarzonego szczęścia dają. Przepisem na sukces jest zrobienie czegoś innowacyjnego i wybicie się z tym ponad innych. Albo pod względem swoich talentów, albo genialnego biznes planu. Problem w tym, że ludzi na świecie żyje dość sporo, a ja, byłam dobra w każdej dziedzinie, co czyniło mnie kompletnie nijaką.
I może zachowywałam się zbyt poważnie jak na swój wiek, bo nie miałam w głowie głupot.
I może czasami naprawdę nie tryskałam młodzieńczym zapałem do nic nie robienia i gadania o błahostkach.
Może faktycznie skupiałam się za bardzo na przyszłości, a ambicje były dla mnie aż nadto ważne.
Może faktycznie nie śmieszyły mnie głupie żarty.
Ale wciąż pozostawałam nijaka, nie ważne, jak wielkie marzenia i cele rodziły się w mojej głowie. Czasami nawet czułam, patrząc na ludzi wokół mnie, że cofam się, a nie idę na przód.
Tak jakbym miała plan na egzystencję, nie na życie… Stałam w miejscu.
No właśnie... I znów trafiłam w ślepy zaułek.
I choć każdy mówił mi : Dasz sobie radę. Masz jeszcze mnóstwo czasu. Kumata jesteś, ogarniesz coś. - Zawsze, w każdej sytuacji i po każdej serii przemyśleń, dochodziłam do wniosku, że jestem po prostu beznadziejna i do niczego się nie nadaję.
Tak, jakby los nie ułożył mi kompletnie żadnego planu czy schematu, na którym mam się wzorować. A ja sama z siebie nie potrafiłam nic genialnego wykombinować.
Czułam wtedy, że cholernie tracę na wartości, a przed sobą mam jedynie ceglaną ścianę, bez możliwości pójścia na przód. Ślepy zaułek...
- Cholera!
Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam jak ktoś wyrżnął o próg mojego małego pokoju. Odwróciłam się i zobaczyłam Esme, pocierającą swoją bolącą stopę. Uniosłam brew, patrząc na jej poczynania. Miała na sobie tylko czarną, koronkową bieliznę.
- A ty co? Ubieraj się, zaraz podjadą!
Przewróciłam oczyma i obróciłam się z powrotem w stronę komputera.
- To ty paradujesz z gołym tyłkiem, nie ja. - mruknęłam pod nosem, popierając głowę na łokciu.
- Co? - usłyszałam za plecami. - Ej, a co ty robisz? Piszesz? - teraz poczułam jej oddech na swoim karku.
Zatrzasnęłam szybko laptopa, wstałam z krzesła i minęłam ją, mimo jej ciągłych jęków.
- Ej, serio, pokaż mi!
- Przecież nie mamy czasu, zaraz podjadą! - podeszłam do szafy, naśladując jej głos.
- Co pisałaś? Znowu jakieś romansidło? - stanęła obok mnie, podpierając ręce na biodrach i ruszając namiętnie brwiami.
Sięgnęłam po moją, przygotowaną wcześniej sukienkę i ruszyłam do toalety.
- Nic nie pisałam. - mruknęłam.
Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem i usłyszałam głośne westchnięcie.
- Mam nadzieję, że tym razem napiszesz coś z happy endem.

Moja ręka zamarła w połowie swojej drogi do kranu. Spojrzałam w stronę drzwi z lekko rozchylonymi ustami. Przegryzłam wnętrze policzka, a mój wzrok wylądował na niebieskich oczach w lustrzanym odbiciu.
Przecież nie mogę tym razem uśmiercić głównej bohaterki. Nie zabiłabym samej siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz