sobota, 5 września 2015

10.

24 grudnia 2009. - czwartek

Nie wiem jak i kiedy ten czas zleciał, ale bez wątpienia był szalony.
Twój związek z Denise nabierał rozpędu, a sytuacja między nami znacznie się rozgałęziła. Mam na myśli to, że spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, rozmawialiśmy więcej, śmialiśmy się więcej, zwierzaliśmy się więcej a nawet nasze pożegnania wyglądały inaczej. Nie było już to tylko skinięcie głową, ale obowiązkowy uścisk. Ale to dobrze, bo kochałam cię przytulać.
Esme zarządziła, że wigilię spędzamy w naszym przyjacielskim gronie i nikt nie miał prawa jej się sprzeciwić.
Dlatego teraz siedziałam w kuchni, po łokcie ubabrana w cieście… Nawet nie wiem jakim i po co.
- Jajka gotowe? – zapytała mnie Esme tym swoim kierowniczym tonem.
- A ja wiem? Ivy miała na nie patrzeć. – burknęłam pod nosem i mieszałam zawzięcie tą gęstą papkę.
Usłyszałam głośne westchnięcie i cichy plask ścierki o blat.
- Ivy! – krzyknęła Esme.
Dom wariatów.
Alan i Ryan mieli wyraźnie wyjebane, bo grali w Fifę na playstation. Na nich nigdy nie można było liczyć.
A ty i Denise jeszcze nie przyszliście.
Skończyłam to przeklęte ciasto i poszłam się umyć i przebrać.
Wyciągnęłam z szuflady rajstopy i wciągnęłam je na siebie. Ściągnęłam sukienkę z wieszaka i włożyłam ją na siebie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Podeszłam do lustra i założyłam piękny, złoty wisior.
Usłyszałam cichy gwizd, więc szybko się odwróciłam.
Stałeś oparty o mój regał z książkami i mierzyłeś mnie od stóp do głów.
- Czasami żałuję, że nie można mieć dwóch dziewczyn na raz. – zażartowałeś.
Popatrzyłam na ciebie z politowaniem i odwróciłam się z powrotem.
- Chodź tu, mój paziu niewierny. Przydaj się na coś i zapnij mi ten zamek. – powiedziałam, zbierając włosy w garść.
Zaśmiałeś się cicho i podszedłeś do mnie.
Położyłeś dłonie na moich ramionach i zerknąłeś na mnie w odbiciu w lustrze.
Uśmiechałeś się, tak zadziornie, jak gdybyś chciał mnie do czegoś zachęcić.
Zbereźniku pieprzony.
Pokręciłeś głową, kiedy pokazałam ci język i zasunąłeś delikatnie zamek od sukienki.
Usłyszałam twoje westchnięcie i zmarszczyłam czoło, patrząc na twoje odbicie w lustrze. Miałeś wbity wzrok w moje plecy i byłeś czymś wyraźnie zmartwiony.
Wziąłeś głęboki oddech i przytuliłeś mnie od tyłu, kładąc brodę na moim ramieniu.
Głupio się czułam z myślą, że Denise jest za ścianą.
Zwykle nigdy mnie tak czule nie przytulałeś.
Ale ciepło twojego ciała było tak przyjemne, że chciałam, żebyś mnie nigdy nie puszczał.
- Coś nie tak? – zapytałam, a ty tylko patrzyłeś na mnie w lustrze.
Wygramoliłam się z twojego uścisku i chwyciłam twoją twarz w dłonie, przyglądając ci się uważnie.
- Wszystko w porządku. – mruknąłeś, ale i tak byłeś wyraźnie smutny.
Cholera.
Przegryzłam wargę, a twój wzrok natychmiast powędrował na moje usta.
Przełknąłeś głośno ślinę.
Spojrzałeś w moje oczy, a pode mną ugięły się kolana.
Ta ciepła, płynąca czekolada w twoich tęczówkach gdzieś zniknęła. Teraz była zimna i gorzka. Taka sama jak wtedy, gdy Denise przedstawiła mi cię w tej kawiarni.
- Wesołych świąt, Ari. – wyszeptałeś cicho i nachyliłeś się w moją stronę.
Zamarłam i wzięłam głęboki oddech, ale ty pocałowałeś mnie tylko w policzek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz