środa, 2 września 2015

9.

1 października 2009. - czwartek


- Nienawidzę szkoły. – burknęła idąca obok mnie Hayley, typowa kujonica, która zeszły semestr zdała najlepiej w historii szkoły.
- Co takiego? I kto to mówi, dostałaś dzisiaj jak zwykle milion pochwał. Hallins prawie wyznał ci dzisiaj miłość, założę się, że ma w domu ukryty ołtarzyk z twoimi zdjęciami.
Zaśmiałam się cicho. Jessica, jaka by nie była, miała rację. Nie lubiłam jej, bo puszyła się gorzej niż Paris Hilton i nawet gdy nie miała nic do powiedzenia – to i tak się odzywała.
- A ja mam dosyć tego dnia. Dobija mnie fakt, że dzisiaj pierwszy dzień ostatniego roku, a traktują nas dalej jak świeżaków i zadają milion referatów na temat niczego. No i nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale jeszcze trochę i będziemy się mogły rzucić psom na pożarcie, jako świeżo upieczone studentki po dziennikarstwie.
- Ygh, chyba zacznę nie lubić pieczonych rzeczy. – skrzywiła się Jessica.
Hayley poprawiła okulary.
- Masz rację, Ariana. Czas strasznie ucieka. Starzejemy się.
Pokiwałam z głową, pchając drzwi od uczelni. Schodziłam po schodach, kiedy zorientowałam się, ze na parkingu, kilka metrów dalej, stoi twój samochód. Zmarszczyłam czoło i rozglądnęłam się dookoła, ale nigdzie cię nie zauważyłam.
- Mnie szukasz? – usłyszałam z swoimi plecami, więc od razu się odwróciłam.
Stałeś oparty o budynek, z rękami splecionymi pod klatką piersiową.
Ta czarna kurtka, którą miałeś na sobie i te okulary przeciwsłoneczne tworzyły niezły klimat badboya.
- Nie wiem, jesteś moim księciem z bajki, żebym miała cię szukać? – podniosłam brew do góry o podeszłam do ciebie.
Zaśmiałeś się cicho.
- Chyba nie, skoro nie przyjechałem karocą.
Ruszyłeś w stronę swojego auta, a ja ruszyłam zaraz za tobą.
- No a czemu przyjechałeś? – zapytałam, schodząc ze schodów.
- Bo nie chcę, żebyś szła do domu na piechotę, a z resztą mam ci coś przekazać. – powiedziałeś i otworzyłeś mi drzwi.
Zmarszczyłam czoło i przez chwilę zastanawiałam się, co to mogło być, zanim ty nie wsiadłeś do auta.
Patrzyłam na ciebie z wyczekaniem, jak zapinałeś pas i ściągałeś okulary. Złapałeś ze mną kontakt wzrokowy, a na twarzy miałeś śliczny, skromny uśmiech.
- No?
- Dostałem możliwość stażu w Stanach. Na miesiąc. – powiedziałeś, patrząc przed siebie.
Oparłam się o fotel i wbiłam wzrok w szybę.
To mi miałeś przekazać? Po co? Miałam napisać o tym artykuł czy co?
- I mówisz mi to bo? – zapytałam po chwili.
- Mówię ci to, bo potrzebują grafika i dziennikarki. – powiedziałeś z jeszcze szerszym uśmiechem.
Jezu, nienawidzę jak ktoś mówi półsłówkami!
- No i co z tego? – zapytałam znów, tym razem już trochę zirytowana.
- To z tego, że miałem możliwość wyboru tej dziennikarki. – spojrzałeś na mnie i położyłeś dłoń na mojej dłoni.- I wybrałem ciebie.
Spojrzałam na ciebie zdezorientowana.
- Jak to? Dlaczego?
- A dlaczego nie? – wzruszyłeś ramionami. – Ten straż jest dopiero w lipcu, akurat jak skończysz szkołę i w ogóle. Masz jeszcze czas, żeby się zastanowić, aczkolwiek chyba nie zniósłbym twojej odmowy.
Popatrzyłeś na mnie spod tych twoich długich rzęs i z tym uśmiechem… Miałam ochotę cię pocałować.
Przełknęłam ślinę.
- Nie wiem…
- To jest twoja odpowiedź? – zmarszczyłeś delikatnie czoło.
Kiwnęłam głową, a ty westchnąłeś i odpaliłeś silnik.
- I tak jeszcze będziesz mnie błagać na kolanach. – powiedziałeś, zaśmiałeś się cicho i ruszyłeś.

1 komentarz:

  1. Świetny teraz jest idealny czekam na nexta jej suuuper blog nwm czm tylko ja komuje świetnie piszesz :D:D:D:D<3

    OdpowiedzUsuń