8 lutego
2010. - poniedziałek
Siedziałam pod grubym kocem, z moim małym kotkiem
Filipem na kolanach i oglądałam jakieś przypadkowe programy przyrodnicze na
BBC, kiedy dzwonek do drzwi zaczął dzwonić jak szalony.
Ktoś dobijał się do drzwi jakby na korytarzu się paliło. Co najmniej.
Zwlekłam się z kanapy z wielkim grymasem na twarzy i udałam się w stronę wejścia.
- Spokojnie, przecież idę! – krzyknęłam.
Otworzyłam drzwi a ty natychmiast przez nie wszedłeś… albo wparowałeś. Chodziłeś w kółko, trzymając się za czoło.
Przekręciłam zamek w drzwiach i odwróciłam się w twoją stronę. Stałeś metr ode mnie i wpatrywałeś się we mnie jakbyśmy nie widzieli się co najmniej trzy miesiące.
- Co jest? – zapytałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Denise oznajmiła dzisiaj, że chce razem zamieszkać.
Zamurowało mnie.
- Co? – wyksztusiłam.
- Boże, Ari, nie wiem co mam robić… - złapałeś się za głowę, błądząc wzrokiem po podłodze.
Zabrałam resztki swojej poobijanej duszy i podeszłam do ciebie.
- Chodź, napijesz się czegoś. – poklepałam cię po plecach, a ty spojrzałeś na mnie spod byka.
- Co? – parsknąłeś śmiechem, jakbym powiedziała coś najbardziej niedorzecznego na świecie.
- No dobra, chodź zapalić. – odburknęłam, chwytając swoją kurtkę.
Staliśmy w ciszy na balkonie opierając się o barierkę. Patrzyłam na ciebie ukradkiem, kiedy ty wpatrywałeś się w samochody jadące pod nami. Splunąłeś i wziąłeś ogromny zamach, wyrzucając papierosa daleko przed siebie.
Oparłeś ręce na biodrach i pokręciłeś głową.
- Cholera jasna. – mruknąłeś pod nosem, przegryzając wargę ze zrezygnowania.
I wtedy zobaczyłam ten ból w twoich oczach.
- Kiedy ci to powiedziała? – zapytałam, nie patrząc już na ciebie.
Nie chciałam przypadkowo się popłakać, jeszcze wyszło by coś na jaw.
- Jakieś pół godziny temu. – powiedziałeś jakby to było oczywiste.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na ciebie.
- Jak to?
- No tak to.
- A co jej powiedziałeś?
- Nic. Uciekłem i przyjechałem do ciebie. – wzruszyłeś ramionami.
Parsknęłam śmiechem.
Kobieta zakochana po uszy wyznaje swojemu facetowi, że chciałaby z nim zamieszkać a on bez słowa ucieka.
Już wyobrażam sobie co teraz Denise sobie myśli. Pewnie wypłakuje oczy w swój ulubiony kocyk i poduszkę.
- Tak po prostu uciekłeś? – zapytałam, kryjąc rozbawienie.
- Nie no… powiedziałem, że muszę się zastanowić i uciekłem.
Pokręciłam głową.
- Więc co zamierzasz zrobić? – zapytałam i wrzuciłam peta do popielniczki.
- Nie wiem. Myślałem, że ty mi powiesz.
Spojrzałam na ciebie, a ty patrzyłeś na mnie z takim wyczekiwaniem, jakbym była ostatnim dawcą szpiku kostnego na świecie i tylko ja mogłam cię uratować.
Niestety, nawet gdybym chciała, nie mogłabym.
Byłam zbyt wielką egoistką.
- Zayn, to twoje życie i…
- Nie, nie chcę słuchać, że to moja decyzja i tylko ja wiem co czuję. O to chodzi, że nie wiem, a zdaje się, że to ty znasz mnie lepiej niż ja sam. – powiedziałeś ze zirytowaniem.
Westchnęłam i poparzyłam na swoje buty.
Minęła chwila, a w mojej głowie zaczęło wszystko buzować.
- Kochasz ją? – zapytałam, patrząc na ciebie.
Wzruszyłeś ramionami.
- No tak.
- Więc dlaczego tak się boisz?
Otworzyłeś buzię, by za moment znów ją zamknąć. Zmarszczyłeś brwi i podrapałeś się po czole.
- Nie wiem. O to chodzi, że nie wiem czego chcę. Teoretycznie ją kocham, bo jest niesamowita, a ja czuję się przy niej jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. – powiedziałeś, a wzrok miałeś wbity w kafelki.
Przełknęłam ślinę. To wcale nie bolało. To piekło jak cholera.
- Ale praktycznie… Nie chcę się jeszcze pakować w coś poważnego.
Zagryzłam wargę.
- Przecież nie idziecie od razu pod ołtarz, to tylko mieszkanie razem. – palnęłam, a ty popatrzyłeś na mnie spod byka.
- Tylko mieszkanie razem? Kotuń, ona zaraz będzie chciała się ustatkować, będzie oczekiwała ode mnie rzeczy, które nie jestem w stanie jej dać. Będzie chciała mieć dziecko, będzie chciała, żebym przed nią klękał z pierścionkiem, będzie chciała, żebym poznał najdalsze gałęzie jej rodziny. Zacznie się planowanie ślubu i zanim się obejrzę, będę miał 25 lat i jedyne, co będę miał w rękach, to nie życie, tylko osrane pieluszki.
Parsknęłam śmiechem.
Ale miałeś rację.
- Widzisz? Sam doszedłeś właśnie do swojej decyzji. Nie chcesz z nią mieszkać. Ale jak myślisz, w którą stronę pójdzie wasz związek kiedy jej odmówisz?
Popatrzyłeś na mnie ze strachem w oczach i po kilku sekundach zbliżyłeś się o krok.
- Więc muszę … ja.. ja… kurwa mać. – złapałeś się dłonią za głowę, a potem przejechałeś nią po twarzy.
Chwyciłam cię za ramię, a ty spojrzałeś na mnie z tak nieszczęśliwą miną, że miałam ochotę natychmiast się rozpłakać i błagać na kolanach, byś był mój.
- Spróbuj. Zawsze możesz się wycofać. – powiedziałam cicho, pocieszając cię małym uśmiechem.
Westchnąłeś.
- To jest twoje zdanie? – zapytałeś z grymasem na twarzy, jakbyś chciał usłyszeć co innego.
- Tak. Daj temu szansę. Szkoda zaprzepaścić to wszystko co macie i przez co przeszliście. Jeżeli potraficie ze sobą być, to po prostu bądźcie, inne rzeczy przyjdą z czasem. – puściłam twoje ramię, a ty natychmiast podszedłeś bliżej i owinąłeś mnie swoimi ramionami.
- Dzięki, Ari. – usłyszałam twój głos za moimi plecami, nie wiedząc co zrobić.
Byłam sparaliżowana, tępo patrzyłam się w przestrzeń, jak gdybym miała na oku jakąś folię.
Wyszedłeś, spokojniejszy, bardziej świadomy swojej decyzji i już nie tak bardzo przestraszony.
A ja zdałam sobie sprawę, jaką samobójczynią jestem i że to był jeden z mocniejszych ciosów w kolano.
Ktoś dobijał się do drzwi jakby na korytarzu się paliło. Co najmniej.
Zwlekłam się z kanapy z wielkim grymasem na twarzy i udałam się w stronę wejścia.
- Spokojnie, przecież idę! – krzyknęłam.
Otworzyłam drzwi a ty natychmiast przez nie wszedłeś… albo wparowałeś. Chodziłeś w kółko, trzymając się za czoło.
Przekręciłam zamek w drzwiach i odwróciłam się w twoją stronę. Stałeś metr ode mnie i wpatrywałeś się we mnie jakbyśmy nie widzieli się co najmniej trzy miesiące.
- Co jest? – zapytałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Denise oznajmiła dzisiaj, że chce razem zamieszkać.
Zamurowało mnie.
- Co? – wyksztusiłam.
- Boże, Ari, nie wiem co mam robić… - złapałeś się za głowę, błądząc wzrokiem po podłodze.
Zabrałam resztki swojej poobijanej duszy i podeszłam do ciebie.
- Chodź, napijesz się czegoś. – poklepałam cię po plecach, a ty spojrzałeś na mnie spod byka.
- Co? – parsknąłeś śmiechem, jakbym powiedziała coś najbardziej niedorzecznego na świecie.
- No dobra, chodź zapalić. – odburknęłam, chwytając swoją kurtkę.
Staliśmy w ciszy na balkonie opierając się o barierkę. Patrzyłam na ciebie ukradkiem, kiedy ty wpatrywałeś się w samochody jadące pod nami. Splunąłeś i wziąłeś ogromny zamach, wyrzucając papierosa daleko przed siebie.
Oparłeś ręce na biodrach i pokręciłeś głową.
- Cholera jasna. – mruknąłeś pod nosem, przegryzając wargę ze zrezygnowania.
I wtedy zobaczyłam ten ból w twoich oczach.
- Kiedy ci to powiedziała? – zapytałam, nie patrząc już na ciebie.
Nie chciałam przypadkowo się popłakać, jeszcze wyszło by coś na jaw.
- Jakieś pół godziny temu. – powiedziałeś jakby to było oczywiste.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na ciebie.
- Jak to?
- No tak to.
- A co jej powiedziałeś?
- Nic. Uciekłem i przyjechałem do ciebie. – wzruszyłeś ramionami.
Parsknęłam śmiechem.
Kobieta zakochana po uszy wyznaje swojemu facetowi, że chciałaby z nim zamieszkać a on bez słowa ucieka.
Już wyobrażam sobie co teraz Denise sobie myśli. Pewnie wypłakuje oczy w swój ulubiony kocyk i poduszkę.
- Tak po prostu uciekłeś? – zapytałam, kryjąc rozbawienie.
- Nie no… powiedziałem, że muszę się zastanowić i uciekłem.
Pokręciłam głową.
- Więc co zamierzasz zrobić? – zapytałam i wrzuciłam peta do popielniczki.
- Nie wiem. Myślałem, że ty mi powiesz.
Spojrzałam na ciebie, a ty patrzyłeś na mnie z takim wyczekiwaniem, jakbym była ostatnim dawcą szpiku kostnego na świecie i tylko ja mogłam cię uratować.
Niestety, nawet gdybym chciała, nie mogłabym.
Byłam zbyt wielką egoistką.
- Zayn, to twoje życie i…
- Nie, nie chcę słuchać, że to moja decyzja i tylko ja wiem co czuję. O to chodzi, że nie wiem, a zdaje się, że to ty znasz mnie lepiej niż ja sam. – powiedziałeś ze zirytowaniem.
Westchnęłam i poparzyłam na swoje buty.
Minęła chwila, a w mojej głowie zaczęło wszystko buzować.
- Kochasz ją? – zapytałam, patrząc na ciebie.
Wzruszyłeś ramionami.
- No tak.
- Więc dlaczego tak się boisz?
Otworzyłeś buzię, by za moment znów ją zamknąć. Zmarszczyłeś brwi i podrapałeś się po czole.
- Nie wiem. O to chodzi, że nie wiem czego chcę. Teoretycznie ją kocham, bo jest niesamowita, a ja czuję się przy niej jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. – powiedziałeś, a wzrok miałeś wbity w kafelki.
Przełknęłam ślinę. To wcale nie bolało. To piekło jak cholera.
- Ale praktycznie… Nie chcę się jeszcze pakować w coś poważnego.
Zagryzłam wargę.
- Przecież nie idziecie od razu pod ołtarz, to tylko mieszkanie razem. – palnęłam, a ty popatrzyłeś na mnie spod byka.
- Tylko mieszkanie razem? Kotuń, ona zaraz będzie chciała się ustatkować, będzie oczekiwała ode mnie rzeczy, które nie jestem w stanie jej dać. Będzie chciała mieć dziecko, będzie chciała, żebym przed nią klękał z pierścionkiem, będzie chciała, żebym poznał najdalsze gałęzie jej rodziny. Zacznie się planowanie ślubu i zanim się obejrzę, będę miał 25 lat i jedyne, co będę miał w rękach, to nie życie, tylko osrane pieluszki.
Parsknęłam śmiechem.
Ale miałeś rację.
- Widzisz? Sam doszedłeś właśnie do swojej decyzji. Nie chcesz z nią mieszkać. Ale jak myślisz, w którą stronę pójdzie wasz związek kiedy jej odmówisz?
Popatrzyłeś na mnie ze strachem w oczach i po kilku sekundach zbliżyłeś się o krok.
- Więc muszę … ja.. ja… kurwa mać. – złapałeś się dłonią za głowę, a potem przejechałeś nią po twarzy.
Chwyciłam cię za ramię, a ty spojrzałeś na mnie z tak nieszczęśliwą miną, że miałam ochotę natychmiast się rozpłakać i błagać na kolanach, byś był mój.
- Spróbuj. Zawsze możesz się wycofać. – powiedziałam cicho, pocieszając cię małym uśmiechem.
Westchnąłeś.
- To jest twoje zdanie? – zapytałeś z grymasem na twarzy, jakbyś chciał usłyszeć co innego.
- Tak. Daj temu szansę. Szkoda zaprzepaścić to wszystko co macie i przez co przeszliście. Jeżeli potraficie ze sobą być, to po prostu bądźcie, inne rzeczy przyjdą z czasem. – puściłam twoje ramię, a ty natychmiast podszedłeś bliżej i owinąłeś mnie swoimi ramionami.
- Dzięki, Ari. – usłyszałam twój głos za moimi plecami, nie wiedząc co zrobić.
Byłam sparaliżowana, tępo patrzyłam się w przestrzeń, jak gdybym miała na oku jakąś folię.
Wyszedłeś, spokojniejszy, bardziej świadomy swojej decyzji i już nie tak bardzo przestraszony.
A ja zdałam sobie sprawę, jaką samobójczynią jestem i że to był jeden z mocniejszych ciosów w kolano.
Superowy świetny ,:D mam pytanie bd coś typu drastyczne rzeczy śmierć samobójstwa plus 18 itp? Ogólnie bardzo dobrze wychodzi ci pisanie tego genialnego bloga z niecierpliwością czekam na nexta ,:D:D:D
OdpowiedzUsuńOmg haha :o
UsuńTak szczerze to nie wiem, caly czas pisze to opowiadanie, ale jakichs drastycznych rzeczy raczej nie bedzie, zapraszam na moje drugie opowiadanie (zawieszone) tam sie bedzie dzialo ;)
Okey :P i tak bd czytać tylko z ciekawości pytałam XD dasz link? I naprawdę świetnie ci to wychodzi:D
Usuńdziękuję, nie masz pojęcia jak mi miło :*
Usuńhttps://www.wattpad.com/story/20776335-the-mask-harry-styles-fanfiction