niedziela, 22 listopada 2015

24.

25 czerwca 2010 – piątek

- Jezus Maria, nie pamiętam, kiedy się tak ostatnio stresowałam. – potarłam swoje spocone ręce o uda i wzięłam głęboki oddech, by uspokoić nerwy.
- Daj już spokój, nie ma czym się denerwować. – Esme machnęła na mnie ręką i zbliżyła się, by przypudrować mi policzki.
Spojrzałam na nią z ukosa.
- Nie bądź durna, czytam przemówienie. Oczywiście, że jest się czym denerwować. – przewróciłam oczami i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze.
- Ja bym się raczej martwiła twoimi egzaminami. – mruknęła pod nosem z uśmiechem.
Spojrzałam na nią przez ramię z szeroko otwartymi oczami.
- Myślisz, że nie zdałam? Esme, błagam, nie mów tak, zaraz zemdleję.
Ta bździągwa zaśmiała się tylko głośno i poklepała mnie po ramieniu.
- Nie panikuj. Idź lepiej pod scenę, zaraz cię wyczytują. I pamiętaj. – pogroziła mi palcem. – Masz zakaz stresowania się. Przeczytaj to przemówienie tak jak czytasz te wszystkie swoje książki pod nosem. – odparła i skupiła wzrok na wnętrzu swojej torebki.
Podeszłam pod schodki na scenę i zerknęłam ukradkiem na widownię.
Chryste, ile ludzi.
Wzięłam jednak głęboki oddech i zebrałam się do kupy, a kiedy mnie wyczytali, weszłam na podest z pewnością siebie.
Przeczytałam własny tekst o tym, jak czas szybko mija i że czasami nasze drogi nieubłaganie muszą się rozejść. O doświadczeniach życiowych i co tak naprawdę powinniśmy wynieść z tego całego studiowania.
Pożegnałam swoje koleżanki i kolegów, nie mogąc ukryć wzruszenia, kiedy zobaczyłam jak Hayley ryczy w chusteczkę.
Było emocjonalnie.
Ale największe tąpnięcie przeżyłam, kiedy wyczytali listę absolwentów z wyróżnieniem.
Jezu, kupa w gaciach, serio, i to pokaźnych rozmiarów.
Wyszłam na środek, nie mogąc powstrzymać powoli zbliżających się łez.
Piętnaście minut później było po wszystkim, a ja uradowana wpadłam w ramiona mojej grupki przyjaciół.
- Gratulacje, Ariana! – zawołał Alan i zabrał moją czapkę.
- Założyłem się z Benem, że będziesz miała dyplom z wyróżnieniem. – odezwałeś się, ruszając brwiami i szczerząc się do mnie jak głupek.
Spojrzałam z udawanym oburzeniem na Bena.
- I ty, przeciw mnie?
Nasza grupka zaśmiała się głośno i radośnie, jednak umilkła natychmiast, kiedy usłyszała odchrząknięcie.
Odwróciliśmy się w stronę tego dźwięku i wszyscy zmarszczyli czoła, a ja szeroko otworzyłam buzię ze zdumienia.
Thomas stał z rękami splecionymi z tyłu, z podniesioną głową, w garniturze, szeroko i przyjaźnie się uśmiechając.
Co on tu robił?
Nigdy nie mówiłam mu, gdzie studiuję.
W ogóle przypadkiem wyszło, że w piątek mam zakończenie roku.
Emanowała od niego pewność siebie i nonszalancja i cholera, uginały się pode mną kolana.
- Cześć. – odezwał się.
Zakłopotałam się, jednak po chwili stanęłam obok niego i zaczęłam mu po kolei wszystkich przedstawiać.
Miałam nieodparte wrażenie, że kiedy uścisnąłeś jego rękę, zacisnęła ci się szczęka.
- Tommy, idziemy opić sukces naszej absolwentki, piszesz się? – zawołał Alan, człowiek, który nigdy się niczym nie smucił.
Thomas rzucił mi ukradkowe spojrzenie, po czym profesjonalnie uśmiechnął się do mojego kolegi i skinął głową.
- Jasne.
A ty zacisnąłeś pięści i myślałeś, że tego nie zauważę.
Szczerze?
Bałam się tego wyjścia jak cholera.
Nie wiedziałam, czy moja wspaniała grupka zaakceptuje mojego nowego znajomego.
Cholera, czy ty go zaakceptujesz.
Ale miałam dziwne wrażenie, że dla ciebie był skreślony od początku.
Jak się później okazało – nie było się czego bać.
Thomas szybko załapał wspólny język z Ivy, Alanem i Ryanem.
Ty byłeś sceptyczny, wiadomo, Ben był pośredni, w końcu to twój najlepszy kumpel, musiał trzymać twoją stronę.
Esme była przyjazna, jednak w głębi duszy wiedziałam, że Thomasowi ciężko będzie ją do siebie przekonać.
A Denise to Denise.
Łypała na wszystkich spod byka i w ogóle się nie udzielała.
W końcu wstałam, by wyjść na papierosa.
Ty też wstałeś.
Staliśmy sami, co naprawdę było zdumiewające.
Przecież według Denise nasza znajomość powinna być zakazana.
A z resztą, nieważne.
- I co, polubiłeś go? – zapytałam.
Wpatrywałeś się w jakiś martwy punkt i pokręciłeś głową.
- Nie wiem czemu, ale u tego kolesia wyczuwam fałszywość na kilometr.
Uniosłam brew, jednak postanowiłam to zignorować.
Nie znałeś go, a ja, spędzając z nim trochę czasu sam na sam, stwierdziłam, że Thomas to jeden z najszczerszych kolesi na świecie.
Zaraz po Alanie. Alan wygrywa wszystko.
- Aa, właśnie. – odezwałeś się po chwili ciszy i zacząłeś grzebać w marynarce. – Mam coś dla ciebie, a to nie może czekać. Jak już jesteśmy sami, to warto to wykorzystać. – mruknąłeś, a ja się podekscytowałam.
Twój prezent na moje urodziny był niesamowity, więc podejrzewałam, że ten też będzie niezły.
Wygrzebałeś małe pudełeczko z kieszeni i mi je podałeś.
- To z okazji otrzymania dyplomu z wyróżnieniem.
Spojrzałam na ciebie podejrzliwie, a ty posłałeś mi szeroki uśmiech.
Otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam naszyjnik, z malutką, okrągłą blaszką.
Jezu, skąd ty się wziąłeś?
Twoje prezenty były tak dobrze trafione, że zaczynałam się zastanawiać, czy czasem nie podajesz mnie hipnozie i nie zmuszasz do odpowiedzi.
- Łoł, jaki śliczny. – mruknęłam pod nosem a oczy mi się zaświeciły.
Zaśmiałeś się cicho i pstryknąłeś kiepem gdzieś w krzaki.
Podszedłeś do mnie i objąłeś mnie jednym ramieniem, bo drugą rękę miałeś w kieszeni spodni.
- Wierzyłem w ciebie, Ari, ten dyplom ci się należy. – powiedziałeś i pocałowałeś mnie w czoło.
- Dzięki.
- Nie ma za co. – wzruszyłeś ramionami i ruszyłeś do środka.
Thomas dziwnie zmierzył nas spojrzeniem, ale posłałam mu firmowy uśmieszek, i znów pochłonęła go rozmowa z Benem.
Wiedziałam, że Denise właśnie wyobraża sobie jak ginę na milion różnych sposobów, więc zaśmiałam się cicho pod nosem.
Idiotka.

- I co, nie pożarli cię żywcem? – zapytałam, kiedy staliśmy pod moją kamienicą.
Thomas zaśmiał się, a ja byłam zmuszona wziąć głębszy oddech.
Genialnie wyglądał w garniturze, z rękami w kieszeni, opierając się o bok swojego czarnego, sportowego auta.
- Nie, masz bardzo w porządku znajomych. Tylko ta blondyna chyba cię nie lubi. – zmarszczył czoło, a ja przewróciłam oczami.
- Ta, Denise. Myśli, że Zayn ją ze mną zdradza.
Myślałam, że się zaśmieje, ale tego nie zrobił.
- Nie dziwię się. Macie między sobą potężną więź. – wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Przełknęłam ślinę.
- To tylko przyjaciel. – odburknęłam.
- Mi się nie tłumacz. – pokręcił głową, patrząc gdzieś w bok.
Przegryzłam wargę, kołysząc się na nogach.
- Skąd wiedziałeś, gdzie studiuję? – zapytałam, unosząc brew.
- Mój wujek jest dyrektorem na tej uczelni. Ostatnio jak u niego byłem miał na biuru dyplomy z wyróżnieniem i byłem pewny, że nie ma drugiej takiej Ariany na dziennikarstwie jak ty. – posłał mi kokieteryjny uśmiech, a ja się zaczerwieniłam. – Chodź tu. – wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja podeszłam te kilka kroków i stanęłam blisko niego.
Objął mnie w talii, poprawiając uprzednio moje włosy.
- Nie ważne, kim jest dla ciebie ten cały Zayn. Patrzy na ciebie w tak przenikliwy sposób, że mi się to nie podoba.
Spojrzałam na niego odrobinę nieprzytomnym wzrokiem.
Westchnął i cmoknął mnie krótko w usta.
- Nie podoba mi się też to, że patrzy na ciebie, jakbyś należała do niego.
I właśnie po tych słowach wiedziałam, że za cholerę nigdy nie wyjdę z twojej klatki.
Po prostu nie chciałam i nikt nie miał szans mnie wyciągnąć zza tych krat.
Nigdy.
Byłam po prostu do ciebie przypisana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz