niedziela, 22 listopada 2015

25.

28 czerwca 2010 - poniedziałek
Spojrzałam na mój wibrujący telefon i, wzdychając, podniosłam go do ucha, dalej skupiając wzrok na ekranie komputera.
- Halo?
- Jesteś w domu? – usłyszałam twój radosny głos i na chwilę skupiłam uwagę na czymś innym, niż na tym cholernym artykule na jutro.
- Tak. – mruknęłam.
- To ja już wchodzę po schodach. – powiedziałeś, rozłączając połączenie.
Odłożyłam komórkę i ściągnęłam okulary, kładąc je obok myszki.
Przejechałam dwoma palcami po powiekach, złączając je na nosie.
Westchnęłam, drugą ręką głaszcząc śpiącego na moich kolanach Filipa.
- No, kociaku, czas wstawać, królewicz przyjdzie zaraz do komnaty na najwyższej wieży.
Usłyszałam pukanie do drzwi i byłam pewna, że musiałeś biec, by dostać się tu tak szybko.
Musiałam wstać i ci otworzyć, bo byłam sama w domu.
Esme jak zwykle koczowała u Bena.
Otworzyłam ci drzwi, a ty przeskoczyłeś przez próg jak małe dziecko.
Na twarzy miałeś tak szczęśliwy uśmiech, że aż zakuło mnie w sercu.
Piękny byłeś, kiedy byłeś w takim humorze.
- Co ty taki podekscytowany? – zmarszczyłam czoło.
- Musisz usiąść, nie uwierzysz w to, co ci powiem! – byłeś tak rozemocjonowany, że aż brak mi słów, by to opisać.
Wskazałam gestem na kanapę w salonie, a ty zamknąłeś drzwi, ściągnąłeś buty i chwyciłeś mnie za nadgarstek.
Usadziłeś mnie na kanapie jak małe dziecko, a sam stanąłeś naprzeciw mnie.
- Uwaga, mówię. Gotowa?
Twoja postawa sprawiała, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
Miałeś delikatnie zgięte kolana, ręce podniesione na wysokość klatki piersiowej i cały czas miałeś otwartą buzię.
Kiwnęłam głową, czując , że serio masz do przekazania coś ważnego.
- Denise jest w ciąży.

Jasna cholera.
- Kurwa mać, to moja wina. Ale jestem głupia! – warknęła Esme, pukając się w czoło.
Moje zamroczenie na chwilę gdzieś zniknęło, kiedy spojrzałam na nią uważnie.
- Wsadziłaś spermę Zayna w kobiecie części Denise? – zapytałam, z uniesioną brwią.
Esme spojrzała na mnie jak na chorego psychicznie pacjenta jakiegoś szpitala.
- Nie. – mruknęła, ale nie dałam jej skończyć.
- Więc nie rozumiem dlaczego się obwiniasz. – odburknęłam, opierając brodę na ręce.
Usiadła naprzeciw mnie, kładąc swoje dłonie na mojej.
Mój wzrok powędrował na jej zmartwioną twarz.
Przegryzała policzek ze złością, aż w końcu spojrzała mi w oczy.
- Namówiłam Denise, żeby przestała brać tabletki antykoncepcyjne.
Gdybym coś piła, już dawno miałaby to na twarzy.
Zabrałam rękę i odsunęłam krzesło, patrząc na nią z obrzydzeniem i szokiem w jednym.
Miałam ochotę zacząć już płakać.
- Przepraszam! – krzyknęła szybko.
Prychnęłam i pokręciłam głową.
- Nie ośmieszaj się.
- Ari, to było dawno, jak jeszcze nie byłam pewna, co do niego czujesz. Denise powiedziała, że chce go mieć przy sobie pomimo wszystko, Ari. Pomimo wszystko. Że użyje każdego wyjścia, żeby tylko być z nim na zawsze, nawet, jeśli otrucie wchodziłoby w grę.
Ta jasne, kurwa mać, eliksir miłosny trza było mu dać, a nie robić sobie dziecko.
Znów prychnęłam.
- I ty, miłośniczka sprawiedliwości pozwoliłaś na coś takiego? Kurde, sama podsunęłaś jej ten pomysł, jesteś taka genialna Esme. – skrzywiłam się, wylewając z siebie sarkazmy.
Wstałam i spojrzałam na nią z obrzydzeniem.
- Brawo, naprawdę gratuluję takiego posunięcia. Ciekawe jak Zayn będzie się czuł, gdy się o tym dowie.
Spojrzała na mnie ze strachem.
Już zrobiłabym krok w stronę drzwi, ale coś wpadło mi jeszcze do głowy.
Spojrzałam na nią przez ramię.
- Zrobiłabyś coś takiego Benowi? – moje pytanie zawisło w powietrzu i nie zanosiło się na to, by pojawiła się na nie odpowiedź.
Esme mierzyła mnie smutnym wzrokiem i mimo tego, że wiedziałam, że jest jej niesamowicie przykro, byłam na nią cholernie wściekła.
- Tak myślałam. Jeśli łaska, to proszę dać mi spokój. Chcę być sama. – powiedziałam lodowatym tonem.
Zamknęłam się w swoim pokoju i usiadłam na dywanie, oparta o regał na książki.
Filip natychmiast wskoczył w moje ramiona, a ja, biorąc ogromny oddech, wypuściłam go ze świstem, jednocześnie wylewając pierwsze łzy z oczu.
Byłam kompletnie rozdarta i gdybyś nie był powodem mojego płaczu, to byłbyś jedyną rzeczą, która byłaby w stanie mnie uspokoić.
W sumie to nie byłeś powodem mojego płaczu.
Powodem było to małe ziarenko w brzuchu Denise.
Jasna cholera, będziesz ojcem.
Jakie to chore.
Chwyciłam twarz w dłonie, mocno przyciskając palce do powiek.
Jeśli tak mam czuć miłość, to proszę, zabijcie mnie już teraz.
Nie było gorszego bólu niż ten.
A chyba najtragiczniejsze było w tym wszystkim to, że to był dopiero początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz