1 lipca
2010 - czwartek
Thomas
przytulił mnie po raz ostatni, a ja zacisnęłam powieki.
- Nie będę ci mówił, że masz być ostrożna. – usłyszałam jego głos gdzieś ponad moją głową. – Chyba w ogóle nie muszę nic mówić. – jego ciało zadrżało pod wpływem jego chichotu.
Odsunął mnie od siebie i złapał moje policzki w dłonie.
- Przecież wszystko wiesz. Zawsze wszystko wiesz. – uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błysnęły, kiedy dał mi buziaka w usta.
No tak, nasza niema komunikacja czasami była niezawodna.
Często wprawialiśmy się w jakieś dyskusje, ale nigdy na temat siebie.
Kiedy pomyślałam sobie, siedząc na kanapie, że chcę, żeby był bliżej, on natychmiast się przysuwał.
Albo kiedy zapomniał kupić sobie picia, ja kupiłam mu sok, bez wcześniejszego ustalania.
Czasami zachowywaliśmy się jak para starych, dobrych przyjaciół.
Wsiadłam w samochód Bena i ostatni raz pomachałam przystojniakowi w garniturze.
- Ej, to wy jesteście razem, czy jak to jest? – zapytał Ben, a Esme zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
Rzuciłam jej skonsternowaną minę.
Przecież to nie grzech pytać.
- Chyba nie. Nie rozmawiałam z nim o tym, ale starałam się dać mu do zrozumienia, że nie chcę pakować się w poważne związki. Spotykamy się i rozmawiamy o tym, co nam siedzi w głowach, o jakichś psychologicznych, moralnych i niemoralnych rzeczach.
Zobaczyłam w lusterku, jak chłopak przewraca oczami.
- Filozofowie. – mruknął pod nosem z uśmiechem, a ja pacnęłam go w ramię.
- Jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Mi brakowało kogoś do rozmowy i do bliskości, jemu też, spotkaliśmy się i jakoś tak wyszło.
- Pieprzycie się? – zapytał Ben, a ja wybuchłam śmiechem
- Ben! – krzyknęła Esme i zdzieliła go po głowie.
- Nie, to tylko nic nieznaczące pocałunki. – oblałam się rumieńcem.
- To w takim razie, to bez sensu. – stwierdził Ben.
- Dlaczego?
- Skoro jesteście przyjaciółmi, to dlaczego cały czas chcecie spędzać czas sami? Musisz coś do niego czuć.
Westchnęłam.
- Nie, to taki sam przyjaciel jak Alan i Ryan, tyle tylko, że jest odrobinę… inteligentniejszy?
- Ale ani z Alanem, ani z Ryanem się nie całujesz. – odparł chłopak i uśmiechnął się pod nosem, widocznie bardzo dumny z siebie za wydedukowanie czegoś takiego.
Zaśmiałam się cicho.
- To w takim razie to skomplikowane.
Ben wzruszył ramionami.
- Trzeba było tak od razu. Tylko co na to wszystko Zayn? – chłopak uniósł brew.
Esme znów zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- A co ma do tego Zayn? – zapytałam, odrobinę się oburzając. – Zayn… - westchnęłam. – Zayn będzie ojcem. – spuściłam głowę.
Ben prychnął głośno.
- Wpakował się w największe gówno. – pokręcił głową, a Esme uderzyła go w ramię.
Zaczęli dyskutować pomiędzy sobą, co to znaczy mieć dziecko i czy kiedykolwiek Ben planował mieć je z Esme.
Słodka przekomarzanka.
Rzygam.
Ale Ben miał rację.
Wpakowałeś się w największe gówno.
- Nie będę ci mówił, że masz być ostrożna. – usłyszałam jego głos gdzieś ponad moją głową. – Chyba w ogóle nie muszę nic mówić. – jego ciało zadrżało pod wpływem jego chichotu.
Odsunął mnie od siebie i złapał moje policzki w dłonie.
- Przecież wszystko wiesz. Zawsze wszystko wiesz. – uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błysnęły, kiedy dał mi buziaka w usta.
No tak, nasza niema komunikacja czasami była niezawodna.
Często wprawialiśmy się w jakieś dyskusje, ale nigdy na temat siebie.
Kiedy pomyślałam sobie, siedząc na kanapie, że chcę, żeby był bliżej, on natychmiast się przysuwał.
Albo kiedy zapomniał kupić sobie picia, ja kupiłam mu sok, bez wcześniejszego ustalania.
Czasami zachowywaliśmy się jak para starych, dobrych przyjaciół.
Wsiadłam w samochód Bena i ostatni raz pomachałam przystojniakowi w garniturze.
- Ej, to wy jesteście razem, czy jak to jest? – zapytał Ben, a Esme zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
Rzuciłam jej skonsternowaną minę.
Przecież to nie grzech pytać.
- Chyba nie. Nie rozmawiałam z nim o tym, ale starałam się dać mu do zrozumienia, że nie chcę pakować się w poważne związki. Spotykamy się i rozmawiamy o tym, co nam siedzi w głowach, o jakichś psychologicznych, moralnych i niemoralnych rzeczach.
Zobaczyłam w lusterku, jak chłopak przewraca oczami.
- Filozofowie. – mruknął pod nosem z uśmiechem, a ja pacnęłam go w ramię.
- Jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Mi brakowało kogoś do rozmowy i do bliskości, jemu też, spotkaliśmy się i jakoś tak wyszło.
- Pieprzycie się? – zapytał Ben, a ja wybuchłam śmiechem
- Ben! – krzyknęła Esme i zdzieliła go po głowie.
- Nie, to tylko nic nieznaczące pocałunki. – oblałam się rumieńcem.
- To w takim razie, to bez sensu. – stwierdził Ben.
- Dlaczego?
- Skoro jesteście przyjaciółmi, to dlaczego cały czas chcecie spędzać czas sami? Musisz coś do niego czuć.
Westchnęłam.
- Nie, to taki sam przyjaciel jak Alan i Ryan, tyle tylko, że jest odrobinę… inteligentniejszy?
- Ale ani z Alanem, ani z Ryanem się nie całujesz. – odparł chłopak i uśmiechnął się pod nosem, widocznie bardzo dumny z siebie za wydedukowanie czegoś takiego.
Zaśmiałam się cicho.
- To w takim razie to skomplikowane.
Ben wzruszył ramionami.
- Trzeba było tak od razu. Tylko co na to wszystko Zayn? – chłopak uniósł brew.
Esme znów zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- A co ma do tego Zayn? – zapytałam, odrobinę się oburzając. – Zayn… - westchnęłam. – Zayn będzie ojcem. – spuściłam głowę.
Ben prychnął głośno.
- Wpakował się w największe gówno. – pokręcił głową, a Esme uderzyła go w ramię.
Zaczęli dyskutować pomiędzy sobą, co to znaczy mieć dziecko i czy kiedykolwiek Ben planował mieć je z Esme.
Słodka przekomarzanka.
Rzygam.
Ale Ben miał rację.
Wpakowałeś się w największe gówno.
- Zaraz
wydłubię jej oczy. – mruknęłam pod nosem do Esme, kiedy kątem oka zauważyłam,
jak Denise mierzy mnie nienawistnym spojrzeniem.
Od kiedy tylko doszło do niej, że zabieram jej chłopaka na miesiąc, przestała się do mnie odzywać, albo robiła to w dość nieprzyjemny sposób, i cały czas gapiła się na mnie z tą miną śmierciożercy.
Esme parsknęła śmiechem.
- Słuchaj, ja o Bena też bym była zazdrosna. Kto by to nie był.
Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i spojrzałam na nią z politowaniem.
- Nawet ja? Nie przesadzaj. Wiesz dokładnie, gdzie jest moje serce. – chwyciłam dwie torby i odwróciłam się od niej, idąc w stronę wejścia na lotnisko.
- Pod lewym płucem powinno, ale wątpię, że ktoś taki jak ty w ogóle je ma. – mruknęła, a ja ironicznie się zaśmiałam.
Poszliśmy całą grupką oddać nasze bagaże do kontroli i już wtedy poczułam jakieś dziwne ukłucie.
To był pierwszy raz, kiedy wyjeżdżałam na tak długo. Nie wiem, jak dam radę nie tęsknić za tymi głupkami.
Nie wiem też, jak dam radę wytrzymać ten miesiąc z tobą.
Po odczekaniu w niemiłosiernie długiej kolejce, pozbyliśmy się bagaży i ruszyliśmy na kolejną odprawę.
I wtedy to kłucie w brzuchu nabrało siły.
A kiedy po kolei każdy mnie przytulił, nawet zapłakana Denise, zaczęły piec mnie oczy.
- Cały czas będę trzymać kciuki. – szepnęła mi do ucha Esme, odsunęła się i mrugnęła do mnie okiem, po czym spoglądnęła na ciebie.
- Karm Filipa. Inaczej cię zabiję. – powiedziałam, a ona wystawiła mi język.
Pokręciłam głową z uśmiechem, pomachałam jeszcze raz wszystkim i przeszłam w stronę bramek.
A ty żegnałeś się właśnie z Denise, całując jej brzuch przez materiał koszulki.
Przewróciłam oczami i odwróciłam się plecami do tego widoku.
Dalej nie mogłam pojąć tego, co zrobiła.
Jak można kogoś podświadomie zmuszać do miłości?
Po kilkunastu godzinach podróży i przybyciu w końcu do
hotelu, nie wiedziałam, jak się nazywam.Od kiedy tylko doszło do niej, że zabieram jej chłopaka na miesiąc, przestała się do mnie odzywać, albo robiła to w dość nieprzyjemny sposób, i cały czas gapiła się na mnie z tą miną śmierciożercy.
Esme parsknęła śmiechem.
- Słuchaj, ja o Bena też bym była zazdrosna. Kto by to nie był.
Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i spojrzałam na nią z politowaniem.
- Nawet ja? Nie przesadzaj. Wiesz dokładnie, gdzie jest moje serce. – chwyciłam dwie torby i odwróciłam się od niej, idąc w stronę wejścia na lotnisko.
- Pod lewym płucem powinno, ale wątpię, że ktoś taki jak ty w ogóle je ma. – mruknęła, a ja ironicznie się zaśmiałam.
Poszliśmy całą grupką oddać nasze bagaże do kontroli i już wtedy poczułam jakieś dziwne ukłucie.
To był pierwszy raz, kiedy wyjeżdżałam na tak długo. Nie wiem, jak dam radę nie tęsknić za tymi głupkami.
Nie wiem też, jak dam radę wytrzymać ten miesiąc z tobą.
Po odczekaniu w niemiłosiernie długiej kolejce, pozbyliśmy się bagaży i ruszyliśmy na kolejną odprawę.
I wtedy to kłucie w brzuchu nabrało siły.
A kiedy po kolei każdy mnie przytulił, nawet zapłakana Denise, zaczęły piec mnie oczy.
- Cały czas będę trzymać kciuki. – szepnęła mi do ucha Esme, odsunęła się i mrugnęła do mnie okiem, po czym spoglądnęła na ciebie.
- Karm Filipa. Inaczej cię zabiję. – powiedziałam, a ona wystawiła mi język.
Pokręciłam głową z uśmiechem, pomachałam jeszcze raz wszystkim i przeszłam w stronę bramek.
A ty żegnałeś się właśnie z Denise, całując jej brzuch przez materiał koszulki.
Przewróciłam oczami i odwróciłam się plecami do tego widoku.
Dalej nie mogłam pojąć tego, co zrobiła.
Jak można kogoś podświadomie zmuszać do miłości?
Wpakowałam ostatnią walizkę do pokoju i dałam napiwek bagażowemu.
Zamknęłam drzwi i natychmiast ruszyłam w stronę kanapy, bezwładnie na nią opadając.
Oh, słodka Ameryko.
Daj mi siłę.
Kiedy zapadałam już w drugą fazę drzemki, usłyszałam pukanie do drzwi.
Jęknęłam głośno.
- Wejść! – krzyknęłam.
- Musisz otworzyć! – usłyszałam twój przytłumiony głos.
Sapnęłam ze zdenerwowaniem i podniosłam się z łóżka.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam ciebie.
Miałeś uroczy bałagan na głowie i małe worki pod oczami, ale cholera, i tak wyglądałeś idealnie.
- Co? – zmarszczyłam czoło.
- To tak nie działa. – pokręciłeś głową. – Muszę mieć kartę, żeby wejść, nawet jeśli nie przekręcisz zamka. Możesz je otworzyć od wewnątrz, albo od zewnątrz z kartą. – wytłumaczyłeś mi, przechodząc przez próg.
Mój biedny, otępiały mózg ledwo rejestrował to, co mówiłeś, więc tylko bezwiednie się na ciebie gapiłam.
- Wyjdź, pokażę ci.
Wypchnąłeś mnie delikatnie na korytarz i zamknąłeś drzwi.
Złapałam za klamkę, ale drzwi nie ustępowały.
Zapukałam mocno.
- No wpuść mnie. – jęknęłam.
Otworzyłeś je i zacząłeś się głośno śmiać.
Weszłam do środka ze zmarszczonym czołem i spojrzałam na ciebie jak na dziwaka.
- No co?
- Nic. Mogłem cię tam zostawić. – zachichotałeś jak mały chłopczyk.
Przewróciłam oczami i pchnęłam cię na ścianę, ruszając w stronę kanapy.
Oglądaliśmy jakieś nudne programy o wędkowaniu i kiedy już prawie usypiałam, odezwałeś się cichym głosem.
- Myślisz, że coś się między nami zmieni podczas tego miesiąca?
Rozbudziłam się natychmiast, a serce zaczęło mi szybko bić.
- To znaczy? – uniosłam brew.
Wzruszyłeś ramionami, dalej gapiąc się na telewizor.
- Nie wiem, pokłócimy się albo coś. Będziesz miała mnie dosyć, a ja odkryję twoje największe dziwactwa.
Zaśmiałam się krótko.
- W połowie miesiąca wypada mi okres, lepiej uważaj. – ostrzegłam cię palcem, a ty spojrzałeś na mnie i zaśmiałeś się cicho.
I znów prawie usypiałam, i znów odezwałeś się pod nosem.
- Nie chciałbym się z tobą kłócić.
Nie odpowiedziałam.
Po prostu zamknęłam oczy i płakałam w duszy, bo ta sytuacja była beznadziejna.
Też nie chciałam się z tobą kłócić.
Ale jaki jest cel w brnięciu dalej w tą znajomość, skoro ja tylko bardziej się zakochuję, a ty będziesz ojcem?
Tak głęboko weszłam w ślepy zaułek, że nawet z tyłu zaczęła wyrastać ściana.
A ja dalej nie wiedziałam jak wyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz